O lekcjach, jakie dał mi rak.
I przyszedł mój ukochany wrzesień.
Ale zanim przyszedł, przyszły też ciężkie czasy, które sprawiły, że zaniemówiłam. Wiele pytań o to, co zamierzam dalej ze sobą zrobić, operacja Taty, pobyt Rodziców u mnie i niezałatwione kiedyś sprawy pukające do drzwi. Jako że ciało wie najlepiej, oczywiście zapłaciłam za to wszystko gorszym samopoczuciem. Chciałam napisać o mojej strategii "przetrwania jednej chwili", ale w tym złym czasie była też ta jedna data - 24.08 - i może o niej dzisiaj...?
Za każdym razem jak próbuję spojrzeć na moje życie z lotu ptaka muszę zmierzyć się z pytaniem "czy to jest naprawdę moja historia?!". Trudno mi w to uwierzyć. Że miałam jakieś plany, że w ogóle byłam JAKAŚ, że bardzo wierzyłam, że chcę coś zrobić (tak, wierzyłam, że chcę, nie wierzyłam, że mogę), że wszystko było pozornie bardzo określone... I wystarczył jeden dzień, jedno spojrzenie w lustro, żeby wszystko całkowicie runęło. Jedno odbicie w lustrze, na którym widać niepokojącą wypukłość nad obojczykiem. Miałam ogromne szczęście w zbiegach okoliczności, które doprowadziły mnie do diagnozy: nowotwór złośliwy. Miałam ogromne szczęście w spotykaniu lekarzy, pielęgniarek, innych chorych, miałam wreszcie ogromne szczęście mając wokół siebie tylu ludzi, którzy o mnie dbali. Miałam też pecha. Nie wiem jakie są statystyczne szanse na ten konkretny skutek uboczny chemioterapii, ale trafiło na mnie. Wyszłam z raka wprost w chorobę serca, o której właściwie trudno cokolwiek powiedzieć, a która jest też jednym z nielicznych tematów, o których jeszcze nie umiem rozmawiać.
Szczerze? W połowie leczenia powiedziałam, że właściwie cieszę się, że zachorowałam. Jest to bardzo luźna myśl, ale dzisiaj, kilka lat później, kiedy już wycisnęłam z raka chyba każdą lekcję jaka tylko była, myślę sobie, że w tej historii - i w tym co z nią zrobiłam - był sens... Wiem, że gdyby nie choroba, nigdy nie byłabym w tym punkcie, w którym dzisiaj jestem.
Jakie lekcje wyciągnęłam z choroby?
- Życie jest bardzo kruche.
W dniu, kiedy znalazłam nad moim obojczykiem guza, byłam na obiedzie u babci, rozmawiałam z kuzynem, który wrócił właśnie z podróży po Afryce, byłam na spacerze i pakowałam się, żeby zacząć kilka dni później nowy etap życia w mieście oddalonym o 500 kilometrów. Wieczorem odkryłam guza i w tym momencie całe moje tamto życie się rozpadło. W kruchości życia nie chodzi tylko o to, że możesz zaraz umrzeć, ale też o to, że za chwilę może zdarzyć się coś, co zburzy całkowicie Twoją rzeczywistość.
- Nie masz pojęcia, ile masz w sobie siły.
Nie miałam o tym pojęcia w chwili, kiedy na samym początku mojej szpitalnej drogi panicznie bałam się założenia wenflonu, nie miałam o tym pojęcia, kiedy okazało się, że ten wenflon to tak naprawdę najmilszy wstęp do tego, co miało mnie spotkać. Nie miałam o tym pojęcia również wtedy, kiedy osiągając cel "remisja nowotworu" i planując nowe życie dowiedziałam się, że z moim sercem jest naprawdę słabo. Myślałam, że nie przetrwam - przetrwałam i mam się lepiej niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Długo towarzyszyło mi zdanie "you don't know how strong you are, until being strong is the only choice you have".
- Nic, absolutnie nic, nie jest Ci dane raz na zawsze.
Jeśli czy w euforii, czy w depresji uważasz, że coś jest na zawsze i już nigdy się nie zmieni - strzel sobie w łeb, bo ten strzał teraz będzie mniej bolesny niż strzał od życia za jakiś czas, który Ci to "na zawsze" odbierze... Ale pamiętaj, nie chodzi tylko o to, że te dobre i piękne rzeczy się skończą, skończy się również cierpienie, gorszy czas, ból i problemy!
- Masz wokół siebie ludzi, którzy woleliby sami cierpieć i chorować, jeśli mogłoby to uzdrowić Ciebie.
Zrobią dla Ciebie wszystko: od obiadu, przez zapewnienie finansowego zaplecza po chowanie swoich własnych zmartwień i obaw na chwilę do kieszeni, żebyś mógł iść do kina, mimo że masz zero odporności i to jest nierozsądne - ale jak nie pójdziesz do tego kina to prawdopodobnie z powodu kilkumiesięcznego odizolowania od świata dojdziesz do krawędzi myślenia o tym, czy w ogóle warto dalej żyć. Byłam po obu stronach - i osoby chorej, i osoby, która już wyzdrowiała, ale jej bliskie osoby dalej walczą z nowotworem i jak myślę o ludziach, którzy wspierają osoby chore, to nie mam wątpliwości, że w tej całej sytuacji to oni cierpią najbardziej i doświadczają największej bezsilności.
- Nie ma żadnego powodu, żebyś żył życiem, które Ci nie odpowiada.
Oczywiście, ciężko mieć wszystko i czasami trzeba zacisnąć zęby, ale jeśli więcej niż połowę życia zajmuje Ci coś, czego nienawidzisz - zastanów się w imię czego to robisz? Jeśli przez więcej niż połowę swojego czasu poświęcasz swoją energię i siły na myślenie o rzeczach, które wyglądają zupełnie inaczej niż byś tego chciał, może czas to zmienić. Pracowanie kilka godzin dziennie przy nielubianym komputerze, żeby przez resztę dnia i weekendy tańczyć może mieć sens, ale pracowanie przy nielubianym komputerze po 13 godzin dziennie i brak czasu na pasję...?
- Masz prawo czuć to, co czujesz.
Mimo, że przez kilkadziesiąt lat twojego życia uczono cię, że wcale nie powinieneś czuć złości, smutku i żalu, a już na pewno nie powinieneś o tym mówić. Myślę, że wiele osób nie ma pojęcia jak wielkie wyrwy w psychice tworzą się, kiedy chorej osobie (ale zdrowej też!) mówi się, że nie powinna się smucić, bo przecież będzie dobrze. Nie zaprzeczaj swoim uczuciom, nie zaprzeczaj też uczuciom innych! Akceptuj je, pozwól im być, pozwól im odpłynąć. Każde Twoje uczucie jest słuszne i równie dobre, a przede wszystkim jest Twoje.
- Masz prawo pytać i wątpić.
Radzenie sobie z chorobą jest dobrym treningiem do radzenia sobie z życiem. Pytaj lekarza o wszystko, co chciałbyś wiedzieć i wyrażaj swoje wątpliwości - nawet jeśli właśnie proponują Ci operację, która ma uratować Twoje życie. Masz prawo wiedzieć, co się z Tobą dzieje i co może się dziać, masz prawo pytać tak długo, aż Twoje wątpliwości zostaną rozwiane. Jeśli lekarz nie chce wyjaśniać Ci pewnych kwestii, zastanów się nad zmianą lekarza. Tak samo masz prawo pytać partnera o powody jego zachowania, masz prawo pytać szefa o plany wobec Ciebie i masz prawo każdemu, kogo to dotyczy powiedzieć, że zastanawiasz się nad czymś i nie jesteś czegoś pewny. Stawianie niektórych pytań jest bardzo trudne, ale uzyskanie na nie odpowiedzi może dać Ci o wiele więcej poczucia bezpieczeństwa niż snucie domysłów. Jeśli zapytasz to odpowiedź będzie brzmiała tak lub nie, jeśli nie zapytasz - zawsze będzie to nie. Ale pamiętaj, żeby nie pytać o rzeczy, których wcale nie chcesz wiedzieć. Jeśli nie chcesz wiedzieć jakie masz szanse na przeżycie, a statystyk po prostu się obawiasz, to nie pytaj! Każda forma przetrwania choroby i leczenia jest równie dobra.
- Nie musisz się bać.
To ogromnie cenna lekcja dla mnie, bo moje problemy odchorowałam mocno psychicznie i długo zmagałam się ze stresem pourazowym i zespołem lęku uogólnionego. Nie musisz się bać, bo Twój strach i tak nie wpłynie na bieg zdarzeń, a jeśli już wpłynie - to raczej przyspieszy to, czego się najbardziej obawiasz.Nie mam na myśli niebezpiecznych i nierozsądnych zachowań, ale nie musisz się bać o to, że ktoś Ci bliski umrze za chwilę, nie musisz się bać, że Ty zaraz zachorujesz, nie musisz się bać, że centrum handlowe do którego wchodzisz za chwilę wybuchnie... Jasne, to są straszne rzeczy i pewne obawy przed nimi są uzasadnione, ale nie skupiaj się na strachu i NIE ŻYJ W OCZEKIWANIU NA TE WYDARZENIA! Są sytuacje, na które nie masz wpływu. Są sytuacje, w których nic nie mogłeś zrobić. Są sytuacje, w których nie mogłeś czemuś zapobiec. Są sytuacje, w których nie ma twojej winy.
- ...i wreszcie, w konsekwencji wcześniejszego punktu, żyj teraz.
Nie jutro, nie wczoraj - teraz. Nie masz wpływu tak naprawdę na to czy zachorujesz za 30 lat na szpiczaka mnogiego czy raka mózgu, ale masz wpływ na to czy dzisiaj wypalisz kolejnego papierosa. Ale czy jeśli będziesz dalej palił zachorujesz na raka? Niekoniecznie. Możesz minimalizować ryzyko, ale nie możesz całkowicie go uniknąć. Nie masz też wpływu na to, czy Twój najbliższy ulegnie za kilka tygodni poważnemu wypadkowi, ale masz wpływ na to, co dzisiaj za godzinę z nim zrobisz i co mu powiesz, i jak spędzisz czas, który macie dany teraz.
Onkologicznie jestem zdrowa od 24.08.2010 roku, a tych lekcji odebrałam wiele więcej. Tą lekcją jest też właśnie to - wyciągaj lekcje! Jaki sens miałoby to, co mnie spotkało, gdybym nie wyciągnęła z tego żadnej nauki, a raczej biegła jak najszybciej chcąc uciec od tego? Jaki sens byłby w tym, że wiele z pięknych osób, które spotkałam na drodze choroby umarło...? Te zdarzenia same w sobie nie mają żadnego sensu, są czystą biologią i często przegrywaniem medycyny z potęgą, jaką jest nowotwór.
Ale sens takim zdarzeniom możesz nadać Ty.
Ale sens takim zdarzeniom możesz nadać Ty.
Komentarze
Prześlij komentarz