DREAM BIG, czyli dlaczego w 2019 roku ludzie mi pozazdroszczą.

Kto z nas nie marzy o rzeczach WIELKICH?
No dobra, kto z nas nie marzy  o rzeczach dużych, które są dla innych codziennością, ale dla nas są wielkie?
Nigdy nie przestanę się dziwić temu, że rzeczywiście są takie osoby. I ja je znam.
Dzisiaj krótko o życiu marzeniami.



Nie raz, a nawet nie dwa razy, zdarzyło mi się usłyszeć pogardliwe "żyjesz marzeniami". Tak, wszystko się zgadza - żyję marzeniami! Na dodatek uważam to za jedną z moich lepszych cech! Mogę godzinami opowiadać o tym jak będzie wyglądać moje życie za kilka lat - najczęściej dzieje się to przy okazji opowiadania o tym, co robiłam wczoraj, w weekend, na urlopie... Bo ja dosłownie ŻYJĘ marzeniami. Odkąd odeszłam w styczniu z mojej poprzedniej pracy, moje życie wydaje się być naprawdę słodziutkie. Mam siłę, żeby całkowicie dopasowywać moje obecne życie do tych moich marzeń. Mimo to moje stopy całkiem twardo stoją na ziemi - nadal pracuję w branży HR, zdobywam formalne wykształcenie i wybieram dostawcę Internetu, ale nie przeszkadza mi to w pisaniu, czytaniu, tańczeniu i studiowaniu teorii tańca ("po co komu w ogóle takie studia?!", "to taniec ma jakąś teorię?!" "OD KIEDY to ty się tym w ogóle interesujesz...?" - to moje ulubione). Każdego dnia jestem odrobinę bliżej spełnienia moich marzeń, mam plan, mam założone terminy, mam sporą część potrzebnych mi narzędzi, za to naprawdę NIE MAM WĄTPLIWOŚCI, że ja te marzenia spełnię.

Z drugiej strony, moje życie obaliło naukę, którą wyniosłam z moich pierwszych studiów na andragogice (kierunek o edukacji dorosłych), mówiącą, że żeby działać z sensem, trzeba mieć cel. Okazało się, że naprawdę sporo marzeń można spełnić nie tylko nie mając planu ich realizacji, nie tylko nie mając ich doprecyzowanych, ale nawet nigdy ich nie marząc. 

I tak jakoś ostatnio częściej rozmawiam z ludźmi - o tym, co udało mi się zrealizować w minionych kilku latach, o tym, że spełniłam odkładane kilka lat marzenia (konkurs tańca, studia z tańca, mieszkanie w tej konkretnie dzielnicy itd...), że spełniłam marzenia, o których nie marzyłam (pokazy w teatrach), że całkiem obcy ludzie mówią mi rzeczy, które zawsze chciałam słyszeć... Mówię też, choć bardzo zwięźle, o tym do czego teraz dążę. O moich planach lub ogólniej - o tym jak ma wyglądać moje życie (polecam zrobienie ze swojego życia takiego syfu, że szybko się dowiedziecie czego naprawdę nie chcecie :D a chwilę później może stanie się dla was jasne do czego będziecie z przyjemnością dążyć. Byłam tam, sprawdziłam!).

I ja nie rozumiem. 
I ja się pytam.
Co złego jest w dostosowywaniu całego swojego życia pod realizację marzeń, jeśli te marzenia nie robią nikomu krzywdy? Czemu ktokolwiek miałby rezygnować ze swoich marzeń na rzecz dostosowywania się do szarego ogółu? 
Czemu... serio - czemu, bo tego zupełnie nie rozumiem - ludzie słysząc o marzeniach innych prychają, fukają, wymieniają powody, dla których to na pewno się nie uda, ściągają na ziemię, ciągną w dół, czemu mówią, że "jest jak  jest" lub częstują lekceważącym "mhmmm"?
Ja się też trochę z tego śmieję.
Bo znam osoby, które słyszą o 15% moich marzeń i uważają, że to niemożliwe. A ja znam ich 100% i nawet przez chwilę nie wątpię, że to kwestia czasu :D Poza tym teraz ciężko pracuję po to, żeby za kilka lat (no dobra, założyłam sobie czas do lipca 2019 roku) być absolutnie szczęśliwą, a jednoczenie gwarantuję Wam, że znacie niewiele osób tak szczęśliwych tu i teraz jak ja. 

Nie wiem co złego jest w dążeniu całe życie do realizacji swoich marzeń. 
Nie chcę żyć wśród ludzi, którzy wzdychają i mówią "jest jak jest...", stawiając tym samym krzyżyk na moim marzeniu, swoim marzeniu, aktualnej sytuacji.
Chciałabym być otoczona przez ludzi, którzy mówią "jest jak jest" i jest to dla nich punt wyjścia do tworzenia planu, dzięki któremu  za jakiś czas będzie tak, jak ma być.

Pamiętaj:
KEEP YOUR EYES ON THE STARS AND YOUR FEET ON THE GROUND.


Komentarze

Popularne posty