Masz prawo zamknąć drzwi za dramatem. Ale najpierw z niego wyjdź!

Jest takie zdanie "it's funny how day by day nothing changes, but when you look back everything is different". Bardzo często do niego wracałam i musiałam się z nim zgadzać, ale dzisiaj w niedzielę wieczorem siedzę sobie w całkiem lubianym przeze mnie mieszkaniu w samym centrum miasta, z tyloma różnymi rzeczami na głowie, z tyloma planami na najbliższe miesiące, tak patrzę przez okno na to moje rozświetlone i kochane miasto i sobie myślę: O TAAAK. Jest całkowicie inaczej, ale nie stało się to nie-wiem-kiedy, każdą decyzję, każdą zmianę wybrałam ja sama, zupełnie świadomie przymierzając się do niej i mówiąc jej: tak. Nie czekając aż życie znowu wymknie mi się spod kontroli, a ja będę stać otoczona trupami różnych relacji, różnych marzeń, których no sorry, ale najlepszy defibrylator nie ożywi. Jak coś jest martwe to jest martwe, długa to była nauka.
I wiecie jak dumna z siebie jestem...?

Kiedyś moja siostra powiedziała mi, że w pewnym momencie trzeba świadomie zrezygnować z dramatu. Dla mnie - drama queen - reygnacja z dramatu to prawdziwy dramat... Ale pamiętam siebie sprzed roku, bardzo nieszczęśliwą i bardzo rozczarowaną własnymi oczekiwaniami. I choć wtedy wydawało mi się to nadludzkim wysiłkiem, po prostu podziękowałam i z tego ówczesnego dramatu całkiem radosnym krokiem wyszłam. Musiałam zrobić to wiele razy później, muszę robić to dalej. Wycofywać się z wszystkich sytuacji i relacji, które choć bardzo ekscytujące, z góry skazane są na porażkę (których przysięgam, że mam już serdecznie dosyć). I nie, dla początkujących nie jest to łatwe :D
I chociaż czasami mi czegoś brakuje, wiem, że do mojego najnowszego Everestu muszę dojść bazując na spokoju, własnych siłach i odrobinie życzliwości od Was. 
I może w tej chemii między mną a ludźmi i w tej chemii miedzy mną a moimi marzeniami nie chodzi tylko o toksyny, może jest tam miejsce na coś zdrowego i dobrego...?

Komentarze

Popularne posty