Step back

Każdy z nas ma do odrobienia w życiu kilka trudnych lekcji. Moją lekcją od kilku lat jest krok w tył. 
Loesje wypuściło kiedyś zdanie, które można podziwiać na ścianie budynku na warszawskiej Pradze "pierwszy krok rzadko bywa do tyłu". Bardzo staram się pamiętać, że to zdanie nie do końca jest prawdziwe.

Dla kogoś, kto tak jak ja podchodzi bardzo emocjonalnie do wszystkich wydarzeń i decyzji, konieczność powiedzenia sobie, że coś się dzieje za szybko, że może nie czas na to, że może należy zrobić malutki krok w tył i poczekać, nadrobić, dorosnąć, odpocząć... Dramat. 
Żebyście dobrze mnie zrozumieli, nie mam na myśli uciekania i chowania głowy w piasek, z tego w pewnym okresie mogłam spokojnie napisać doktorat, na szczęście to już daleko za mną. Mam na myśli przystopowanie, a nawet podjęcie decyzji, że z czegoś należy się na chwilę wycofać, żeby zgromadzić wiedzę, siłę, jakiekolwiek zasoby, które pozwolą pełną parą ruszyć dalej. Pamietajmy, że raz podjętych decyzji często nie da się anulować, ale z powodzeniem można naprawić skutki prawie każdej z nich.

Moim najtrudniejszym krokiem w tył, który sprawił, że w ogóle zaczęłam się temu przyglądać, była konieczność zawieszenia studiów zaledwie dwa tygodnie po ich rozpoczęciu. Wyjechałam na studia, zachorowałam i nie miałam możliwości leczenia się i równoległego studiowania (ale czy naprawdę...? Dzisiaj nieco inaczej bym to ułożyła, ale jak się ma 19 lat i za sobą pierwsze starcia z uczelnią, a do tego w tle się toczy niezły życiowy dramat, to się nie wie, że można się dogadać). Rok przerwy, który oprócz oczywistych nieprzyjemności miał być tak naprawdę rokiem książek, filmów, ludzi... Przerwanie wtedy studiów było dla mnie szokiem, chociaż dzisiaj z perspektywy czasu widzę jak dobrze to się potoczyło (wróciłam na nieco inny kierunek). Serio? Serio rok przerwy był dla mnie wtedy takim problemem?
Innym krokiem w tył, który do dzisiaj przyprawia mnie o mdłości była relacja z facetem, gdzie... no cóż, jedyne wyjście to było zrobić krok w tył. Dać przestrzeń w całej jak się okazało sieci dziwnych relacji. Czy się opłaciło? Po kilku latach nie mam pojęcia co u niego słychać, ale wierzę, że ta historia dla wszystkich jej uczestników miała lub będzie mieć happy end.
Kolejny krok w tył jest bardzo aktualny, bo sprzed kilku tygodni. Już tak mam, że jeśli mam iść na zajęcia z tańca i będą dwa poziomy, to na pewno pójdę na ten bardziej zaawansowany. Że nie umiem? Że nie wiem jak wymówić nazwę tego stylu...? Nie zniechęca mnie to, zazwyczaj daję radę i łatwo się przystosowuję. No i zgrzyt. Bo lipiec, dużo pracy, dużo na głowie, słabe zdrowie i zaawansowane lekcje baletu. No i się nie da, nie dało, po prostu nie. Po siedmiu lekcjach krok w tył, mimo wielu głosów, że jak można tak rezygnować. No więc można! Kolejne tygodnie szczęśliwie spędziłam na nieco prostszych lekcjach baletu w różnych szkołach, a do grup średnich i zaawansowanych dołączę od września (różnice w nazywaniu poziomów zajęć w różnych szkołach a ich faktycznym poziomem zasługiwałyby na uporządkowanie...).

Kroki w tył nigdy nie są proste, bo często wiążą się z poczuciem winy, że się odpuszcza, poddaje, traci czas. Dużo energii kosztuje mnie przekonanie siebie, że więcej czasu tracę w sytacji, w której się duszę i nie widzę dla siebie wyjścia. Teraz też jestem w trakcie kroku w tył, który powoli zaczyna przypominać szpagat, tak baaaardzo wiele musi się w nim zawierać... Im rzadziej boli mnie głowa i brzuch, tym bardziej jestem przekonana o słuszności tego szpagatu.

Moją pierwszą miłością taneczną była salsa, w której partnerka tańcząc z partnerem zaczyna taniec krokiem podstawowym właśnie do tyłu. Od tego kroku zaczęła się najpiękniejsza przygoda mojego życia i bardzo chcę wierzyć, że czasami trzeba się wycofać, żeby potem ruszyć i iść po wszystko, co się kiedykolwiek chciało mieć.

Komentarze

Popularne posty